Kolejny dzień....

Raczej spokojny

W naszej okolicy rozgorzała akcja dla Martynki, dziewczynki chorej na glejaka mózgu. 5 letniej dziewczynki. Rodzice powinni zebrać  ponad 700 tysięcy na leczenie za granicą, w Meksyku. Nowoczesne leczenie… i bardzo kosztowne. . Ruszył Facebook, strona „Się pomaga” i ludziska zaczęli wpłacać ile kto może.
W takich chwilach zadziwia mnie ludzka hojność.
Na zdjęciu słodka buzia dziewczynki a w tle ogromna miłość rodziców i ich bezradność finansowa w obliczu takiego wyzwania i nadziei na wyzdrowienie dziecka.

Licznik cyka. Licznik z wpłacanymi pieniędzmi. Każdy grosz się liczy.

To straszne, że nadzieja na życie jest tak drogocenna i tak niepewna. Nikt nie zagwarantuje rodzicom, że w momencie rozpoczęcia leczenia ich dziecko nie umrze. Dla milionerów 700 tysięcy jest niczym. Dla normalnych ludzi jest barierą nie do przeskoczenia.

A co u mnie?

Dziękuję. Wypieram…

A co w pracy?

 

Wyścig szczurów. Kto lepszy, kto szybszy, kto więcej, kto pierwszy i kto zadowoli dyrektora w stopniu idealnym. Czyżby następny etap??? Stoję z boku i obserwuję. Nie chcę brać udziału w tym cyrku.
Dyrektor odniósł sukces o jakim jego poprzednik mógł jedynie marzyć – zaktywizował nauczycieli, rozpalił ich do białości i wprawił w ruch machinę. Chyba dobrze. Nareszcie się starają, aby zadowolić nowego pracodawcę, szkoda tylko, że zapomnieli o ludzkich uczuciach i dobrych, wzajemnych relacjach. Teraz każdy jest rywalem.
A może tylko tak mi się wydaję… Może…

Wszak nie było mnie w pracy prawie dwa tygodnie. Najpierw zwolnienie, później wycieczka do POLIN, a później szkolenie dotyczące profilaktyki uzależnień. I tak minęło dwa tygodnie.

Jeszcze tydzień do wyniku…