Święta, święta i po sylwestrze…

No, owszem, wyspałam się…

Rano zwiozłam dzieciaki i odpoczywanie w domu…

Po środowej sesji zostało słowo „złość”, „jesteś zła”

On to powiedział. Nie zapytał, nie stwierdził, po prostu zawiesił głos po tych słowach.

Zasiał ziarno, które powoli kiełkuje w mojej głowie.

Resztę dopowiadam sobie sama.

Tak, jestem zła. A właściwie bardzo wkurwiona. Za te wszystkie lata, kiedy zła być nie miałam prawa, bo miałam być grzeczną dziewczynką. Jestem wkurwiona i to bardzo mocno.

Nie mogę pokazywać tej złości. Zakładam maski. Tłumie ją. Przemieniam w choroby – uczulenia, anginy, depresję a nawet ostatnio w objawy nowotworowe.

Jestem wkurwiona i nie wiem jak ujawnić to co czuję, bo po ludzku się boję. Boję się reakcji otoczenia. Nie boję się własnych dzieci. Przed nimi nie zakładam masek. One znają mnie prawdziwą. Znają i kochają (taką mam nadzieję).

Wczoraj znów oglądałam „Buntownika z wyboru”. Jak trudno przyznać się do własnych słabości przed kimś obcym, przed nim. Mam być twarda a mnie przeszywa wkurw i strach.

On o tym wie. Ta złość za brak terapii to tylko wierzchołek góry lodowej, przykrywka a pod nią wrze!!!

Na zewnątrz… Miła, ciepła, wspaniała pani :-O