Terapia

dużo mówiłam…

aż nagle on użył porównania… coś mówiłam… już nie pamiętam, co, ale w momencie kiedy on to powiedział, poczułam się jak uderzona w twarz…

Porównanie wynikało z obecnej sytuacji medialnej n.t. Żydów, obozów, itp. Zapamiętałam jedynie słowa:

- Nie wiadomo, kto zamknął tę stodołę, a kto podpalił…

Kurwa, wiem, że obecna nagonka medialna dotycząca nazewnictwa obozów koncentracyjnych sięgnęła zenitu, bo ktoś czegoś nie dopatrzył, ktoś pominął, a ktoś błędnie sformułował, to co powinno być dawno uporządkowane. Ja to wszystko wiem, tylko dlaczego takie słowa i to na terapii???? Dlaczego takie porównanie???

Zamilkłam na dobrą chwilę. Poczułam, że muszę mu to powiedzieć. Zasygnalizować to, co mi cholernie przeszkadza.

Wyprostowałam się, broda zaczęła mi drżeć,a w oczach pojawiły się łzy. Byłam tak wkurwiona, że nie mogłam tego tak zostawić a jednocześnie czułam strach, przed jego ważnością.

- Wkurwia mnie to co mówisz i nie robisz tego po raz pierwszy. Nie obchodzą mnie jakieś rozgrywki polityczne. Tu jest terapia. Ja nie zajmuję się jakimiś animozjami religijnymi i politycznymi. Tu jestem ważna ja a nie środowisko z jakiego pochodzimy… – broda mi się trzęsła, ogromnie się bałam – Wiem, że pochodzimy z różnych rzeczywistości… Zawsze starałam ci się ustępować, tłumaczyć się, kiedy ty dokonywałeś porównań typu: „a u nas to tak, a u was to tak”, ale mam tego dość… – kiedy to mówiłam byłam gotowa do ucieczki, gotowa na jakąś jego zaczepkę. Spoglądałam na wyraz jego twarzy, obserwowałam jego ruchy i starałam się odczytać w jakim jest nastroju. Uciekać, czy zostać???

Nie, nie rozpłakałam się, ale zabrakło mi słów ze złości. Bałam się…

Terapia dobiegła końca. On coś jeszcze mówił, nie pamiętam co.

Wychodząc nie powiedziałam „do widzenia”.

Byłam zła.

W domu, kiedy emocje opadły byłam z siebie dumna, że w końcu nie zaniosłam swoich „przeżywań” do domu i ich nie rozpamiętywałam, bo załatwiłam to w gabinecie.

Nienawidzę porównań!!! Dlaczego??? Bo w dzieciństwie  byłam wiecznie porównywana do swojej pięknej, uroczej, eterycznej i mądrzejszej siostrzenicy. Oczywiście ja byłam ta brzydsza, bardziej tępa i gruba. Wychowywała nas siostra. Dla niej zawsze byłam tą gorszą… Nienawidzę rozmów, z których wynika, że mam się przed czymś tłumaczyć, zwłaszcza przed czymś, co jest niezależne ode mnie. To, że jestem chrześcijanką nie predystynuje mnie do tłumaczenie chrześcijan przed Żydami. Ale po co ja się tłumaczę teraz??? Szczerze?? Ta „silniejsza” we mnie, ta, która ma być „Matką Teresą” ma jeszcze ogromną siłę. Próbuje mi wmówić, że bycie taką „matką”, jest dobre. Nie, nie jest dobre. To zaprowadziło mnie na skraj życia, zepchnęło mnie w depresję, bycie cieniem i spowodowało, że myślałam, że śmierć byłaby najlepszym wyjściem. Pewnie, że boję się nowego, ale to nowe jest bardziej pociągające i bezpieczniejsze dla mnie.

I tak jestem sama. Bez różnicy, czy jestem dobra, czy zła. Bycie „dobrą” nic nie dało. Borykałam się przez 15 lat z bardzo ciężką sytuacją małżeńską a wcześniej niszczyli mnie „wspaniali rodzice” i rodzeństwo. Od czterech lat zaczyna być dobrze. Od kiedy zaczęłam walczyć o siebie. Nie mam zamiaru zrezygnować!!! Tym bardziej, że ten nowy rodzaj samotności coraz bardziej mi się podoba.

Tak, śniło mi się, że jestem w ciąży.

Nie wiedziałem, tylko z kim????? Nie w sensie, że miałam wielu partnerów, tylko w sensie, że nie miałam ich w ogóle.

Co oznacza taki sen????

Znalazłam!!!

Kiedy jednak przyśni się nam niespodziewany sen o ciąży, zwykle mówi on o zmianie w osobowości, tajemnicach ukrywanych przed innymi, skrytych zamiarach i planach, a czasem o zaskakujących wydarzeniach, jakie mogą niebawem nadejść.

Bałam się strasznie (chociaż wiedziałam, że to tylko sen). Wiem, że kobiety niepochodzące z Japonii mają spore problemy z wychowywaniem tutaj dzieci. Z (urojonego) strachu przeczytałam nawet kilka artykułów w internecie. M.in. ten [eng]

savvytokyo.com

Być w ciąży oznacza najczęściej przemianę w psychice, o której nie wie jeszcze otoczenie, a bardzo często nawet sama osoba śniąca nie do końca jest świadoma dokonującej się zmiany w jej osobowości.

Read more

Idę spać…

Dopiero skończyłam „obrabianie” się z robotą do pracy – Facebook!!! Tyś królem a jam Fecebooginią. Pożeracz czasu!!!

Pięknie nam zaśpiewała. Przerzuca się na jazz. Ma w zespole faceta, który gra na trąbce jazzowe kawałki, ale jak gra… Oddałabym pół królestwa i męża za żonę , nie wróć, bez tego męża na żonę, bo takiej drugiej połowy nikomu nie życzę. Piękny koncert.

Myślałam o wczorajszym śnie. Była tak rzeczywisty, że kiedy się obudziłam dalej bałam się stwierdzonej ciąży. Czy się boję „nowej” siebie??? Chyba tak. Ona mnie przeraża i bardzo pociąga. Obserwuję siebie z boku i dziwię się… Bo nie lecę z pomocą do siostry, która cierpi z powodu syna, który wystawił ich do wiatru i naraził na długi. Nie, nie jest mi ich szkoda. Co zasiali, teraz zbierają. Kiedy ja byłam sama i kiedy cierpiałam, nikt mi nie pomógł. Nikt nawet nie chciał mnie wysłuchać. Nikt z rodziny. Mam teraz satysfakcję, że karma wraca. I co z tego, że mogę zostać sama, bo nie spieszę z pomocą??? Nic, i tak jestem sama i będę sama. Przerabiałam wszystkie wersje „bycia miłą”. Czy polecę, czy nie, nie będzie miało znaczenia. A tak mam spokój. Nic nie pomogę… I, kurwa, nie chcę!!!!

Idę spać…

Dopadło mnie przeziębienie

Dopadło mnie przeziębienie.

Dziś zostałam w domu. Do lekarza dopiero jutro. Są ogromne kolejki. Dziś nie zdołałam się dostać.

Spałam do 14. Gdyby nie syf w kuchni, przeleżałabym cały dzień. A nie… Rano odwiozłam córkę do szkoły. Nie zdążyła na autobus.

Przez głowę przebiega tysiące myśli.

Opisywać kolejne dni. Trochę dziwnie … Blog pozwolił mi przetrwać najgorsze dni, miesiące i lata. Tak jak terapia. Zajęłam się sobą i to wyszło mi na dobre. Już nie boję się samotności… Nie przeżywam różnych złych sytuacji zbyt długo. Włącza się wtedy „analizator”. Spoglądam na sytuację i ludzi z różnych stron. I widzę sytuację w pozytywnym świetle – jako doświadczenie, wskazówkę, naukę.

Na terapii mam trening z asertywności. On tego tak nie nazywa, ale ja to tak odbieram. Cieszy mnie moje zdanie i moje spojrzenie. Cieszy mnie mój sprzeciw wobec niego, wypowiedziany głośno i wyraźnie (oczywiście z wielkim strachem, ale jednak). Czuję się wtedy taka dorosła i odpowiedzialna. Nareszcie Jeszcze trochę pochodzę na terapię. Jeszcze jest coś, co chciałabym przezwyciężyć. On powiedział, że nie wszystko musi być „przeterapeutyzowane”. Pomyślałam, że ma mnie dość. Jeszcze trochę… Jeszcze jest to coś.

Syn poprosił mnie o rozmowę z B. na temat jego terapii. Widzi, że mnie bardzo pomogła i sam chce zacząć. Hamuje go. Mówię, żeby to przemyślał, bo terapia to kurewsko trudne spotkania. Tak, to bardzo trudny proces, w czasie którego odkrywamy własną wartość i zaczynamy siebie kochać. A kochanie siebie daje ogromną siłę. I spokój…

 

Tak, dziś była terapia

Tak, boję się raka.

Tak, mam obciążenie genetyczne z dwóch stron.

Tak, przez całe życie żyłam w permanentnym stresie – najpierw był pijący ojciec, później był mąż ze schizofrenią, później był pan P ze swoją paranoją i „depresją”…

Nie, nie obwiniam boga o moją sytuację, bo wiem, że obecny stan jest „owocem” stresującego życia, ale…

Zwolniłam dwa lata temu, kiedy przeniosłam się do obecnego nieba. Do mojej krainy spokojności…

Tak, jestem przerażona…

Dziś powiedziałam, że nie wiem, czy dzieci dadzą sobie radę beze mnie. Wiem, że dadzą. To ja nie wyobrażam sobie życia bez nich… Wiem, że niedługo i tak pójdą za swoim życiem i przeżyję „syndrom pustego gniazda”.

On coś mówił do mnie. Nie chciałam tego rozumieć. Nie chcę w ogóle myśleć o chorobie. Nie, to nie będzie niesprawiedliwość, ale kolejny etap mojego życia.  Chcę teraz czarować rzeczywistość, racjonalizować, śmiać się ze swoich strachów, oszukiwać się i mówić, że nic się nie dzieje.
Kiedy on zbaczał na temat choroby, byłam zła. Zła, że rozmawiamy, jakbym miała za tydzień umrzeć. Z tym strasznym cieniem, strachem i straconą pozycją.

Coś muszę zrobić z tym przełykiem. Przeszkadza mi utrudnione przełykanie i to duszenie się.

Read more