W terapii, bez terapii…

Cały czas myślę nad środowym wpisem.

Wiem, że się powtarzam.

B powiedziałby, że sobie uświadomiłam, to co było tylko automatycznym zachowaniem. Skąd takie zachowanie u mnie i dlaczego? Ale czy samo uświadomienie wystarczy??? Czy  wpłynie na zmianę mojego zachowania, bo wiem, jakie jest jego źródło??? Po obserwacji samej siebie, wiem, że nie. Dalej będę postępować zachowawczo, dając sobie możliwość uniku i ucieczki. Dalej będę się bała mówić tego, co myślę a po głębszym rozeznaniu sytuacji dochodzę do wniosku, że powinnam to powiedzieć, ale nie… Bo odczuwam strach i lek przed opuszczeniem, przed agresywnym, karzącym zachowaniem… Ok, uświadomiłam to sobie!!! Tylko co to mi dało??? Na pewno momentalnie nie wpłynęło na zmianę mojego zachwiania. Ok, wiem, że inni nie muszą zachowywać się tak jak moja rodzina, ale zachowawczo zrobię unik…

Późno…

Zaraz kładę się spać.

Tydzień minął bardzo szybko.

 

Byłam świadkiem wielkiej hipokryzji. Tylko dlaczego wciąż to mnie zadziwia??? Ludzie nie są tacy, jakich widzimy. Mają maski. Opowiadają „swoją” historię, która w zderzeniu z „historią” innych niewiele ma wspólnych punktów. Może nie mieć ich wcale. Totalny kosmos. A mnie to wciąż wprawia w zdumienie…
Historia osoby poznana od strony rodziny i historia tej samej osoby opowiedziana ze strony grup, z którymi ta osoba przebywała: kościelnej i rówieśniczej. Totalny rozjazd. Hmmm, takie jest życie… Jesteśmy aktorami w teatrze, którym jest nasze życie. Gramy w melodramatach, komediach, tragediach, horrorach, opowieściach epickich, dekadenckich i futurystycznych. Wciąż gramy…