Już niedziela.

W czwartek wizyta w CPNie – chodzi o Centrum Profilaktyki Nowotworów. Mały, dwupiętrowy budynek w którym można zrobić badanie w kierunku podejrzewanego nowotworu.

Na dole, w recepcji siedzi około pięćdziesięcioletnia Caryca Katarzyna, która władczym głosem i wzorkiem kieruje ruchem i przy okazji rejestruje nowo przybyłych. Tych niepewnych i zgubionych (czytaj mnie) przegoni celowo na górę, aby na górze dowiedzieli się u kolejnych Caryc, że mają się zarejestrować na dole. Tak, za bycie niepewnym płaci się cenę kręcenia się z góry na dół i z dołu do góry i oczekiwania w kolejce na swoją kolej, chociaż ta „kolej” mogłaby nie istnieć. Za ciapciowatość się płaci!!!

 

Kiedy już ponownie wjechałam na górę swoje musiałam odsiedzieć w kolejce na gastro.

Przyjęła mnie doktor nauk medycznych. Pani chyba w moim wieku, albo młodsza, z rozwianym włosem i zmęczonym wzrokiem. Zapytała jak znosiłam poprzednią gastroskopię? Odpowiedziałam, że dobrze.
-A czym się objawia pani dolegliwość?
Zaczęłam odpowiadać, że trudności z przełykaniem, uczucie zapychania się, bardzo bolesne zgagi, burczenie w przełyku.
Pomoc medyczna znieczuliła mi gardło i zaczęła się jazda. Matko, badanie w Owi to była pieszczota.Tu nie było ani szybko, ani bezboleśnie. Kilka razy wprowadzała sondę do pobierania wycinków. Brrrr, bolało jak cholera. Pomoc głośno zwracała mi uwagę, żebym oddychała wolniej. Kurwa, jak wolniej???  Kiedy boli i uwiera, o reszcie z czystej uprzejmości nie wspomnę. W końcu zamknęłam oczy, żeby nie widzieć ponownie wprowadzanej sondy i zaczęłam udawać, że mnie tam nie ma, że śpię i to wszystko mi się śni. Nareszcie usłyszałam, że koniec, że można się podnieść i otrzeć zaślinioną twarz. Fuck!!!!
- Nie widzę niczego niepokojącego – oznajmiła mi pani doktor – jedynie drobne grudki wzdłuż całego przełyku. Pobrałam kilkanaście wycinków.
„No super” – pomyślałam.
- A te objawy?
- Widocznie pani typ urody tak ma! – odpowiedziała pani doktor.
No, super odpowiedź. Mój typ urody tak ma!!! I ona wcale nie żartuje!!! To jej medyczna diagnoza!!!! To tak, jakby matka ucznia, który ma problemy edukacyjne zapytała mnie czy nie można coś na to poradzić a ja odpowiedziałabym „ma pani durnowate dziecko, tępe edukacyjnie. Te typy tak mają!!!” i odprawiła ją z otwartą buzią.
Więc mój typ urody tak ma!
Wyniki będą za trzy tygodnie!
Na koniec pani doktor oznajmiła, że nadal mam bakterię w żołądku i trzeba ja wyeliminować.

Kiedy byłam już u siebie zarejestrowałam się do mojej pani doktor. Pokazałam kartę z opisem badania i oznajmiłam, że nadal mam helicobacter.
- Ale  w opisie nie ma o tym wzmianki – odpowiedziała.
- Jest. Pani z Wawy powiedziała, że wynik testu jest dodatni.
- Ale tu nic nie ma.
- Jest. Rozpoznanie CLOtest(+).
- Ale to chyba nie helikobacter… Ja nie wiem… Może to clostrydium… A ja nie wiem jak to się leczy… Jakie antybiotyki stosować. Nie jestem gastrologiem… Wie pani co, niech się pani zarejestruje na jutro. Ja zobaczę w internecie i jutro dam odpowiedź…

No więc zarejestrowałam się na jutro, ale wcześniej zobaczyłam sama w internecie co oznacza ów dziwny test. I był to test na helicobacter pylori przy pobieraniu wycinka do badania. Tarrrrram!

Następnego dnia znów potulnie stanęłam u drzwi twoich, panie… Sorry, pani doktor, i usłyszałam:
- Wie pani, nie mogłam znaleźć w internecie co oznacza ten test…
- Ale ja znalazłam. To bakteria helicobakter…
-Aha… A więc przepiszę leki
- Dziękuję

Zaopatrzona w receptę udałam się do apteki.

Już raz pani doktor leczyła u mnie bakterię i nic. Zobaczymy teraz, jakie będą wyniki.

Więc leżę w domu i się byczę następny tydzień.

No, może nie leżę, ale odpoczywam od wszystkiego.

Trzy tygodnie oczekiwania na wynik z tajemnic mojej wewnętrznej urody…

Siedzę na zwolnieniu. Podobno będę się źle czuć po lekach na bakterię. Nota bene leczoną antybiotykiem, który dostawałam na anginę, ale nich tam.

I teraz wiem, że kiedy będę chorować na poważnie, będę sama. Nikt nie chce uczestniczyć w moim chorowaniu, nawet dzieci. Może i dobrze. Nikt nie trzymał mnie za rękę w poczekalni, ba nawet nie siedział ze mną. Wszyscy za czymś gonią (czytaj za pieniędzmi). Przywiózł mnie bratanek i córka, ale wyszli szybko, żeby załatwić swoje sprawy. Tylko ja wciąż użalam się nad sobą i roztaczam czarne scenariusze. Będzie tak jak w tym urywku jakiegoś tekstu „Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce…” Święte słowa. Nawet pustki po mnie nie będzie. Po ciapciowatej pani, która nie walczy o swoje.

A i jeszcze coś!

Poznany kiedyś w Wawie pan, który tak mi zapadł w pamięć, ma partnerkę chyba 15 lat od siebie starszą. No i kto powiedział, że to partner powinien być starszy??? Nie tylko Macron ma starszą od siebie partnerkę. Poznałam ich oboje u bratanka.