Już niedziela.

W czwartek wizyta w CPNie – chodzi o Centrum Profilaktyki Nowotworów. Mały, dwupiętrowy budynek w którym można zrobić badanie w kierunku podejrzewanego nowotworu.

Na dole, w recepcji siedzi około pięćdziesięcioletnia Caryca Katarzyna, która władczym głosem i wzorkiem kieruje ruchem i przy okazji rejestruje nowo przybyłych. Tych niepewnych i zgubionych (czytaj mnie) przegoni celowo na górę, aby na górze dowiedzieli się u kolejnych Caryc, że mają się zarejestrować na dole. Tak, za bycie niepewnym płaci się cenę kręcenia się z góry na dół i z dołu do góry i oczekiwania w kolejce na swoją kolej, chociaż ta „kolej” mogłaby nie istnieć. Za ciapciowatość się płaci!!!

Read more

Wczoraj wspaniały wieczór

...w klubie znajomych. Wyszłam w końcu z domu, a tak mi się nie chciało.

Ponieważ Młody ma już prawo jazdy, mogłam nareszcie wypić sobie wino w klubie.

Super muzyka – jazz, covery jazzowe, a później utwory autorskie zespołu bardzo energetycznego, pozytywnie zakręconego. I wino… To chyba tygryski lubią najbardziej. Byliśmy z przyjaciółmi w

e-alife.net

Wino miało smak poziomek i wiśni, lekko szczypało w język i delikatnie uderzało do głowy.

Zagadałam jakieś młodego człowieka siedzącego obok. Opowiedział mi prawie o całym swoim życiu. A ja słuchałam. Bardzo się zdziwił, kiedy powiedziałam, że za barem stoi mój syn. Jego reakcja bezcenna. Wielkie oczy, spojrzenie na mnie, na syna, na mnie i w końcu stwierdzenie „Trochę wyrośnięty…”. Uśmiałam się…
Chłopak trzy razy zaproponował mi wino. Dwa razy odmówiłam. Za trzecim razem, stwierdziłam ze śmiechem, że jest bardzo uparty a on przyniósł mi kieliszek mojego ulubionego wina.


Młody, uprzejmy i bardzo wycofany młodzieniec z Tokio, który uciekł ze swojego miasta, bo miał dosyć rówieśników, dla których najważniejszy był alkohol i narkotyki a on chce innego, lepszego życia. Pracuje bardzo ciężko fizycznie, ale jest zadowolony ze swojego teraźniejszego życia. Dużo się o nim dowiedziałam. Bardzo pozytywna osoba.
Na koniec chciał wyjść bez pożegnania, „po angielsku”. Wybiegłam za  nim i podziękowałam za towarzystwo. Podałam mu dłoń, którą on pocałował. Miłe i takie… staroświeckie a on taki młody.

Przyjechałam do domu ze znajomymi. Samochód został dla Młodego.

To był dobry wieczór, z dobrą muzyką i dobrym towarzystwem – znajomi i ten młody chłopak.

 

Dobry wieczór…

Wystarczyło wyjść z domu…

 

***

Na FB, na stronie „Zdrowa głowa” zobaczyłam wpis dotyczący postów „Mam terapeutę” -

„Nie wstydzę się tego, że chodzę do terapeutki. Jest to walka o siebie samą. Nie udźwignęłabym tego sama. Terapia jest dla mnie inwestycją w siebie, uczę się m.in. technik relaksacji, jak dbać o samą siebie, jak żyć tu i teraz, jak radzić sobie w ciężkich chwilach. Warto dać sobie pomóc – zawsze warto przynajmniej spróbować.”

 Kurdę, dlaczego ja tego nie mam??? No, tych technik relaksacyjnych nie mam!!!! Ja musiałam do wszystkiego dogrzebywać się sama. (Celowo nie napisałam „dochodzić” – bo jak by to zabrzmiało, kiedy moim terapeutą jest facet)  

A i w końcu ufarbowałam włosy. Żegnaj siwizno! (do następnego farbowania  )

"

Niedziela

Jeszcze w piżamach

Jeszcze nie chce mi się wracać do rzeczywistości

Kolejny dzień.

W tym miesiącu terapii nie będzie, więc wpisy będą rzadsze. Blog jest dodatkiem do terapii. Terapia… Ok. Jestem wkurwiona, że na ponad cztery lata, które liczę na jej przebieg, tak naprawdę, gdybym policzyła te dni w których była, okres skurczyłby się do niecałych dwóch, ale podobno na to się zgodziłam.
Pomimo, że jej nie ma, wciąż o niej myślę…

W piątek bardzo przykra historia. Przykra dla mnie osobiście. Za bardzo wierzę ludziom, wierzę w ich dobro, za bardzo się usprawiedliwiam z tego, co robię, stawiam siebie na niższej pozycji. Może dzięki terapii szybko to sobie uświadamiam. Czy boli mniej? Nie, tylko wiem, w czym rzecz i jak mogę reagować w podobnej sytuacji. Czy reaguję? No, nie bardzo. Automatyzm działa. Najpierw pojawia się wyuczone działanie a później następuje refleksja i wkurwienie na siebie, bo przecież… Ale sytuacja już za mną, już do niej nie powrócę. Bedzie następna…

Zadanie dla mnie – wierzyć w siebie i doceniać własną pracę, nawet wtedy, kiedy ktoś ją deprecjonuje.

Read more

Wczoraj wspaniały dzień z córką

Miał być dzień z biskupem… Ale wybrałam dzień z kimś mi bliższym.

Oczywiście pojechałam do miasta, w którym miało się odbyć spotkanie… I to by było na tyle…

Umówił się ze mną też pan poznany kiedyś na szkoleniu. Pan bardzo miły, prawiący wiele komplementów i mówiący, że „mam bardzo inteligentny wygląd” :-/ . Znam taki typ mężczyzn. Picuś glancuś, a pod pokrywką wrze.
A więc nie spotkałam się ze znajomymi z grupy, nie spotkałam się z biskupem i nie spotkałam się z Picusiem, ale za to cały dzień spędziłam z córką. I to było dla mnie najważniejsze wydarzenie tego dnia.

Wcześniej zdenerwowała mnie znajoma. Razem z grupą miałam ich wieźć do Ł. Poprosiłam, żeby dojechały do mnie, bo ja musiałabym się cofać do miasta a tak ode mnie mam prostą drogę do ł. Wcześniej, kiedy jechałam z nimi, bez sprzeciwu podporządkowałam się ich wymogom a teraz kiedy ja coś chciałam, one miały inną opcję. Moja natura wygrała. Odpuściłam sobie wyjazd z nimi, wymyślając powód i informując je wcześniej. Pojechały z kimś innym.

Read more

Duuuuużo pracy

Kto powiedział, że nauczyciel ma parę godzin dziennie???? Zaczynam o 8 kończę o 16 a reszta w domu. Ale to dobrze. Nie rozkminiam za bardzo wyniku i tego, co będzie, jeżeli…

Powtórka w środę.

Najbardziej wynikiem przejął się R. Niepotrzebnie przeczytał rozpoznanie (domniemane) i oczywiście zaczął szukać w internecie a tam, że: guz nie nadaje się do leczenia ani chemią ani naświetlaniami, że rokowania tragiczne a długość życia kilka miesięcy, nic tylko zakupić trumnę i czekać na „dobry Jezu a nasz panie”. Następnego dnia poszedł struty do szkoły i pokłócił się z najlepszymi znajomymi.

Read more

W środę wizyta była

Nie było łatwo! O nie!

Nie było słodkie pitu, pitu. Było raczej wkurwiające pitu, pitu…

Dużo zajęć. Za mało dnia 

To codzienne życie, zbyt szybkie…

Co zostało po wizycie?

Gładko przepuściłam słowa „dobra, łagodna, leluja”, „słodka, że można się porzygać” i nie zareagowałam. Wrrrrrrrr

Uśmiechałam się…

Powinnam ten uśmiech wytrzeć ostrą ścierką. Zetrzeć go i nigdy do niego nie wracać, zwłaszcza w momentach jawnych ataków…

Jeszcze nie umiem… Stare nawyki nie dają się łatwo pokonać. Ćwiczenia w asertywności wręcz bolą :-(  Jak będzie dalej? Nie wiem…

Ferie, ale tylko w nazwie

Nie mam wolnego. Siedzę nad książką o szkole. Jest prawie gotowa, ale ile to zajęło mi czasu… Poezja…

W środę była terapia.

Stało się coś dziwnego, o czym tylko czytałam w różnych terapeutycznych opowieściach.

Opowiadałam o tym, co dzieje się ostatnio. Tak na odczepnego. Przedstawiałam kolejne historie a później okazało się, że jednak w tym szaleństwie była metoda, ukryty podświadomie cel.
Wszystkie miały wspólny mianownik – strach z dzieciństwa.
- Ok – powiedziałam do niego z przekąsem – ok, cofam się do dzieciństwa, do czasu kiedy nikt mnie nie chciał, kiedy się bałam, chowałam w ciemnym pokoju i tam czułam się bezpiecznie. Wiem… Kurwa… To wszystko jest śmieszne – wycedziłam z głupawym uśmiechem, chociaż wcale śmieszne nie było i coś w środku mnie krzyczało, żebym mówiła dalej.
Uśmiech na twarzy a w oczach łzy…
I nagle znalazłam się w tym ciemnym pokoju. I usłyszał jego głos:
- Tak, kiedy miałaś trzy latka…
Nie zaprzeczyłam, bo może rzeczywiście to było, kiedy miałam trzy lata.
- Ta dziewczynka jest przerażona… – mówiłam płacząc – Ja jestem przerażona – poprawiłam – nie mogę pozbyć się tego strachu… Chciałabym wyjść z tego ciemnego pokoju…
To było przerażające. Spotkać siebie sprzed lat. Skonfrontować się z tym strachem. Niemal go dotknąć… Groteska tej sytuacji była podsycana przeze mnie dorosłą, dojrzałą i patrzącą na to zimnym i krytycznym wzrokiem. I ta myśl, że robię z siebie idiotkę, psycholkę, że to wstyd…
I ten głos małej dziewczynki-mnie, że dobrze, że jej/siebie dotykam, że patrzę na nią/siebie i jej/sobie współczuję, że nareszcie jej/siebie słucham… Kurwa, to jest kosmos…

Pisze to i trzęsą mi się ręce. Jest mi zimno. To jest dla mnie bardzo wstrząsające.

I zrobiłam to z przekory, na złość, żeby obśmiać całą sytuację, która wtedy zaistniała.

A znalazłam siebie